Wybierz Strona

RECENZJA PC VR

„Masz już dość setek podobnych zombie shooterów w VR? Wydawały Ci się w jakiś sposób zbyt… proste? Więc zapomnij o  wszystkim, w co grałeś do tej pory…” – tymi słowami do swojej gry – SURV1V3 – zaprasza nas włoskie studio Candymakers. I nie rzuca słów na wiatr.

Z żywymi trupami mieliśmy okazję mierzyć się wiele razy (począwszy choćby od trochę już archaicznej, aczkolwiek w dalszym ciągu popularnej Arizony Sunshine, aż po perełki typu The Walking Dead: Saints&Sinners). Mimo to niewielkie (dwuosobowe!) studio miało w sobie na tyle ambicji, by podjąć się próby stworzenia unikalnego, realistycznego zombie survivala w VR, który ostatecznie sprawdzi nasze umiejętności przetrwania. I przy okazji udowodni wszystkim, że prawdziwa pasja jest znacznie ważniejsza niż wielki budżet.

INFECTION DAY 407

Akcja SURV1V3 rozpoczyna się po 407 dniach od pojawienia się na świecie tajemniczego wirusa o nazwie V1V3, który zdziesiątkował ludzkość, zmieniając zmarłych w gnijące, krwiożercze potwory. Jako jeden z nielicznych ocalałych przypadkowo trafiamy do opuszczonej bazy wojskowej, gdzie nawiązujemy łączność z niejakim Jeremym Stanfordem, naukowcem rzekomo pracującym nad wynalezieniem leku na śmiercionośnego wirusa. By tego dokonać, Jeremy prosi o pomoc nas i stając się radiowym przewodnikiem przez całą grę, wyznacza nam różne zadania do zrealizowania.

Fabuła wygląda bardzo sztampowo i widzieliśmy podobne historie wiele razy, ale tu nie ma to żadnego znaczenia. SURV1V3 zaoferuje nam bowiem taką różnorodność rozgrywki, że z pewnością nie będziemy się nudzić.

ZŁE MIŁEGO POCZĄTKI

Początki z SURV1V3 są jednak dość ciężkie – i bynajmniej nie chodzi o wysoki poziom trudności (chociaż on również da się we znaki). Niełatwo pokochać tą grę na pierwszy rzut oka, a stwierdzenie, że oprawa graficzna nie należy do najpiękniejszych, będzie sporym niedopowiedzeniem. Brzydkie tekstury, mało szczegółowe modele, pokraczne animacje i brak graficznych wodotrysków mogłoby z miejsca odrzucić wielu potencjalnych graczy. SURV1V3 nie cieszy się również najlepszą optymalizacją i generuje sporo bugów.

Trzeba jednak pamiętać, że grę tworzą tylko dwie osoby i jest ona wciąż na etapie wczesnego dostępu. Kiedy przymkniemy oko na lekko amatorskie wykonanie i wsiąkniemy w rozgrywkę, wtedy będziemy mogli docenić jej prawdziwe ukryte piękno.

WOLNOŚĆ I SWOBODA

W interaktywnym menu głównym gry (w którym możemy m.in. wybrać jedną z pięciu postaci czy skorzystać ze strzelnicy) mamy do wyboru trzy główne tryby gry: Story, Trial i Survival. Pierwszy z nich to główna kampania fabularna, składająca się w sumie z 18 etapów, w tym dwuczęściowego, kompleksowego samouczka oraz trzech rozdziałów po kilka misji na odrębnej, otwartej mapie. Właściwą rozgrywkę rozpoczynamy w małym miasteczku Santa Carla, we wspomnianej bazie wojskowej.

Każdy etap przebiega dość podobnie – Jeremy przez radio wyznacza nam cel, który odnajdujemy na mapie taktycznego tabletu, samodzielnie ustalamy sobie odpowiednią trasę i ruszamy w drogę. Misje rzadko kiedy przebiegają zgodnie z planem i często w ich trakcie następuje zwrot akcji, po którym dostajemy dodatkowe zadania do wykonania. Otwarta mapa daje nam dużą swobodę w ich realizacji, nie ma tu wyznaczonych ścieżek czy prowadzenia za rączkę – możemy iść prosto celu lub specjalnie nadkładać drogi, zahaczając wcześniej o kilka punktów, w których można uzupełnić wyposażenie.

Najlepsze w tej grze jest to, że w żaden sposób nie zmusza nas do pośpiechu. Tu nie ma ograniczenia czasowego i ścigającej nas hordy, jak np. w dwóch konkurencyjnych VR-owych tytułach spod szyldu The Walking Dead. SURV1V3 wręcz zachęca nas do eksploracji mapy, zaglądania do każdego napotkanego domu, radiowozu czy magazynu, by zdobyć nowy sprzęt. Daje nam też najbardziej satysfakcjonujący system scavengingu, jaki możemy spotkać w takich grach. Nie zbieramy tutaj niepotrzebnych śmieci czy surowców, z których niekoniecznie będziemy musieli skorzystać, a jedynie rzeczy potrzebne nam do przeżycia w danej misji. Często będziemy mieli dylemat, które przedmioty włożyć do plecaka, będziemy też musieli nieustannie myśleć o odpowiednim doborze uzbrojenia, by podczas misji nie zabrakło nam amunicji. A tej w trakcie gry zużyjemy naprawdę sporo.

PRZED WYRUSZENIEM W DROGĘ NALEŻY ZEBRAĆ… ARSENAŁ

W eliminacji truposzy gra głównie skupia się właśnie na broni palnej. Każdą misję rozpoczynamy w bezpiecznym bunkrze z wyzerowanym ekwipunkiem, mając jednak do dyspozycji cały arsenał zabójczych zabawek oraz amunicji. Możemy zabrać ze sobą dwa krótkie pistolety i jedną broń długą (do wyboru strzelby, pistolety maszynowe, karabiny automatyczne, wyborowe i maszynowe) oraz po trzy magazynki do każdej z nich. Znajdą się też dwa miejsca na broń białą (maczety, pałki, siekiery, katany bądź łuki). Trzeba jednak wiedzieć, że ta jest mało poręczna i mocno nieefektywna, a także z czasem się psuje – dlatego korzysta się z niej tylko w ostateczności (zwykle podczas ataków paniki).

Do plecaka możemy zabrać również trzy wybrane przedmioty, np. leczący rany spray, latarkę, płyn maskujący oraz wiertarkę do rozwiercania zamków w drzwiach. Dopiero uzbrojeni po zęby opuszczamy bezpieczny bunkier i… robimy wszystko, by przeżyć. 

W każdej misji dostajemy też zadanie poboczne – zaznaczone na mapie miejsca, w których ukryte są katalogi z poradnikami obsługi broni. Zdobywanie ich umożliwia nam modyfikację uzbrojenia poprzez montowanie różnych bardzo przydatnych dodatków: celowników laserowych, kolimatorów, lunet, tłumików, latarek czy wybuchowej amunicji. Może to wydawać się mało sensowne, że bez przeczytania odpowiedniej broszury nie potrafimy przykręcić tłumika czy użyć innego magazynka, ale jednak sprawdza się bardzo dobrze, dodatkowo zachęcając do zbieractwa i eksploracji.

Na mapie mamy też zaznaczone kolekcjonerskie figurki, których znalezienie odblokowywuje nowe stroje dla naszych postaci.

REPLAYABILITY

Resetowanie ekwipunku co misję powoduje, że ciągłość fabularna jednej gry nie jest tu wymagana – co wbrew pozorom bardzo pozytywnie wpływa na regrywalność. Przykładowo, odblokowywując kolejne etapy gry, możemy w każdej chwili wrócić się do poprzednich misji i rozdziałów, by przejść je jeszcze raz i np. poszukać pominiętego wcześniej katalogu z modyfikacją czy też pomóc komuś w wykonaniu zadania w trybie współpracy (o którym zaraz wspomnę więcej).

Później można swobodnie kontynuować naszą kampanię fabularną i nic na tym nie tracimy. Dzięki temu aż chce się wracać do poszczególnych etapów i nie trzeba zaczynać gry od zera.

ROAD TO NOWHERE

Jak wspomniałem wcześniej, każdy z trzech rozdziałów rozgrywa się na osobnej, w pełni otwartej mapie – i należy tu wspomnieć o tym, jak bardzo są one zróżnicowane i świetnie zaprojektowane. W pierwszej kolejności trafiamy na przedmieścia miasteczka Santa Carla z osiedlem opuszczonych domków jednorodzinnych. Znajdziemy tu też dwie bazy wojskowe, obskurny motel, małą restaurację, stacje benzynowe, warsztat, plac budowy, otoczony cmentarzem kościół (najlepsze miejsce, by wybrać się na spacer w grze o żywych trupach) oraz oddzielony murem teren objęty kwarantanną.

Rozdział drugi jest trochę mniej imponujący pod względem różnorodności, ponieważ ma miejsce w kanałach pod ziemią, w niekończącej się sieci klaustrofobicznych, skąpanych w mroku tuneli. Rozgrywka tutaj jest zdecydowanie mniej przyjemna (zwłaszcza podczas jednej misji, w której nie mamy podglądu mapy na tablecie), labirynt korytarzy wygląda wszędzie podobnie i trochę potrafi znużyć. Warto się jednak przemęczyć, ponieważ po opuszczeniu kanałów trafiamy do ogrodzonego murem miasta Portmain, potocznie znanego tu jako Nowhere.

I tu powiem szczerze – to jedna z najbardziej kompleksowych i najlepiej zaprojektowanych map, jaką kiedykolwiek widziałem w grach komputerowych. Znajdziemy tu mnóstwo charakterystycznych dla gatunku horrorów miejsc: ciemny las, bocznicę kolejową z pociągami, opuszczone bloki mieszkalne, małe sklepiki, supermarket, ponurą szkołę, wielopoziomowy parking, więzienie, posterunek policji, magazyn, starą fabrykę, podziemne metro, szpital i wiele, wiele więcej… Aż chce się zwiedzać, kompletnie zapominając o wyznaczonych przez Stanforda zadaniach. Ta ostatnia mapa jest największa ze wszystkich, a sam trzeci rozdział jest dłuższy o jedną misję od dwóch poprzednich. Przejście całej kampanii zajmie nam natomiast jakieś 20 godzin.

IMMERSIVE AS MUCH AS POSSIBLE

Candymakers postawiło sobie za cel stworzenie zombie shootera innego niż wszystkie. Duży nacisk położono na dwie rzeczy – realizm i immersję. Widać to już na pierwszy rzut oka – w grze nie występuje żaden HUD, nie ma nawet klasycznego menu gry – cały interfejs obsługujemy na wspomnianym już tablecie, który zawsze nosimy ze sobą na plecach. O stopniu zranienia gra informuje nas, przebarwiając obraz na bardziej czerwony. Widzimy całe swoje ciało, broń chowamy do kabur lub wieszamy na brzuchu i barkach, przedmioty wyciągamy, sięgając dłonią do plecaka, amunicję natomiast nosimy przy pasie. Nic nam nie pokazuje, ile mamy naboi w magazynku, musimy to liczyć samodzielnie. Broni używa się w realistyczny sposób: ma swoją wagę i fizykę, przeładowujemy ją ręcznie, a wystrzał wywołuje odrzut. Do strzelby naboje wkładamy pojedynczo, pistolety są celniejsze, gdy trzyma się je oburącz bądź opiera jedną rękę o drugą, a karabiny mają selektor ognia, pozwalający strzelać w trybie pojedynczym lub ciągłym (choć z uwagi na konieczność oszczędzania amunicji bardziej sprawdza się ten pierwszy).

Truposze nie są zbyt wymagającymi przeciwnikami, zwykle są powolne (chociaż zdarzają się biegacze) i do ich pokonania wystarczy celny strzał w głowę (o ile nie ma na niej kasku bądź wojskowego hełmu). Można też odstrzeliwać kończyny – czołgający się zombiak jest dla nas znacznie mniej groźny niż chodzący. Największym zagrożeniem są dla nas, gdy atakują całą hordą – wtedy bardzo ważna jest precyzja i opanowanie.

Gdy zostaniemy przez nie otoczeni, możemy spróbować się wyrwać czy chwycić za kończynę i odepchnąć – w takich sytuacjach szybki cios pałką czy siekierą sprawdzi się lepiej od broni palnej, którą z bardzo bliska trudno celować. Broń biała wbija się i grzęźnie w ciałach przeciwników, przez co musimy użyć siły, by ją wyrwać. Oprócz standardowych szwędaczy zdarzają się też wzmocnione osobniki oraz bossowie – na takich przeciwników trzeba poświęcić znacznie więcej naboi, dlatego zawsze warto mieć pod ręką mocniejszą amunicję wybuchową.

Gdy czasem nie chcemy walczyć, możemy próbować oszukać truposzy – oblewając się cuchnącym płynem maskującym możemy swobodnie przechadzać się między nimi, bo wezmą nas za swojego. Zombie słyszą dźwięk – dlatego warto korzystać z tłumików. Można też zwabiać ich w jedno miejsce sygnałami dźwiękowymi i wysadzać ładunkiem wybuchowym. Gra docenia spryt, profesjonalizm i zmysł taktyczny.

W SURV1V3 prawie zawsze jest ciemno – całą kampanię fabularną przechodzimy w nocy, przemierzając spowite gęstą mgłą ulice oraz tonące w mroku podziemia. Warto więc mieć ze sobą jakieś źródło światła (zwykła latarka staje się mało przydatna, gdy znajdujemy tą mocowaną do broni – chyba że zamiast niej wolimy zamontować celownik laserowy). Ciągłe poczucie zagrożenia wyrabia w nas nawyk ostrożności, dlatego zwykle przemieszczamy się po mapie powoli, dokładnie analizując otoczenie. Niektórzy mogą kręcić nosem na takie ślamazarne tempo, ale tutaj to naprawdę świetnie działa. Taktyka brnięcia do przodu na Rambo nie sprawdzi się – gra szybko i boleśnie nam to uświadomi. SURV1V3 oferuje cztery poziomy trudności, z czego już pierwszy z nich jest dość wymagający. Na najtrudniejszym poziomie Nightmare zombie są szybsze, widzą i słyszą nas z większej odległości, a w trakcie misji nie ma checkpointów, w których moglibyśmy zapisać rozgrywkę. Jeśli ktoś szuka prawdziwego wyzwania, to w tej grze z pewnością je znajdzie.

FIGHT TOGETHER, DIE ALONE

Natomiast zdecydowanie łatwiej jest nam wtedy, gdy mamy kogoś do pomocy. I tu jest kolejna ogromna zaleta tej gry – całą kampanię i wszystkie dodatkowe tryby możemy przejść w trybie kooperacji do maksymalnie czterech osób. Nawet, jeśli gramy solo (o ile nie zablokujemy dostępu do sesji), w każdej chwili może do nas dołączyć inny gracz, by pomóc nam w wykonaniu misji. Współpraca jest bardzo opłacalna, przynosi frajdę i sprawia, że jest nam po prostu raźniej. W grze możemy porozumiewać się głosowo z innymi graczami znajdującymi się obok nas oraz na dalszej odległości, wykorzystując umieszczone na lewym ramieniu radio. Widzimy też ich lokalizację na mapie. Podczas wymiany ognia musimy też uważać, by nie pozbawić życia sojusznika poprzez „friendly fire”.

SURVIVAL MODE

Oprócz kampanii wspominałem jeszcze o dwóch trybach – Trial i Survival. Trial to trzy poboczne i osobne misje, z czego jedna z nich – „The Last Garden” – jest klasycznym wave shooterem, w którym w niewielkim parku musimy przetrwać 15 fal nadciągających truposzy. W „Hell Street” naszym zadaniem będzie zdobycie próbki krwi do badań i przeżycie do czasu przybycia śmigłowca, przy okazji mając możliwość zwiedzenia ulic Santa Carla za dnia. Trzecia z misji – „Big Bird” – pozwoli nam na przelot nad miasteczkiem na pokładzie dwusilnikowego śmigłowca Chinook. Wszystkie z nich są oczywiście dostępne również w trybie współpracy.

Najciekawszym trybem jest ten ostatni – Survival, ponieważ kompletnie wywraca rozgrywkę do góry nogami i znacznie wydłuża czas spędzony z grą. Zmienia on SURV1V3 w sanbox z elementami rpg, pozbawiając rozgrywkę fabularnej otoczki. Po pierwsze, dostajemy pełny cykl dobowy (ale w ciągu dnia na ulicach dalej utrzymuje się mgła, więc nie jest dużo łatwiej). Każdy gracz uczestniczący w sesji otrzymuje swój własny dom na mapie Santa Carla (będący bazą wypadową), skrzynię na wyposażenie oraz przymocowany do lewej ręki smartfon. Będzie on wyświetlał nasze postępy w zdobywaniu kolejnych poziomów, a także stan naszych potrzeb. A mamy je cztery: potrzebę jedzenia, picia, wyjścia na zewnątrz oraz kontaktu z innymi.

Zaspokajanie ich zapewnia większy mnożnik punktów doświadczenia, zdobywanych za eliminację kolejnych zombiaków. Po osiągnięciu ich odpowiedniej ilości awansujemy na wyższe poziomy, które odblokowują nam kolejne bonusy: więcej miejsca w plecaku oraz skrzyni czy schematy na nowe przedmioty do wytworzenia.

I właśnie, tryb Survival wprowadza na mapie maszyny do craftingu, umożliwiające przetwarzanie bezużytecznych w trybie fabularnym rupieci na broń, amunicję, ubrania, pancerze, spraye do malowania ciuchów i broni oraz inne przydatne rzeczy. W przeciwieństwie do kampanii, tu nasz ekwipunek wraz ze skrzynią zapisują się i swobodnie przechodzą do kolejnych sesji, natomiast zdobywanie kolejnych poziomów (których jest maksymalnie 60) pozwala nam piąć się w górę widocznego w menu głównym światowego rankingu.

Ale skoro nie ma fabuły, to co jest tu do roboty? Poza szukaniem wody i pożywienia oraz śmieci do craftingu można np. polować na pojawiających się czasem bossów, których pokonanie da nam unikatowe wyposażenie i materiały. Dodatkowo co jakiś czas nasz kolega Jeremy organizuje nam losowe wypady: zabezpieczenia zrzutu spadochronowego, biegania po mieście z synchronizatorem wabiącym zombie czy zbierania przedmiotów potrzebnych naukowcowi do badań. Wykonywanie tych zadań również da nam dostęp do specjalnych broni i wyposażenia, których na próżno szukać w kampanii. A jeśli znudzi nam się współpraca z innymi graczami w sesji, to równie dobrze możemy z nimi po prostu rywalizować i walczyć o zdobyczny sprzęt.

Jedyne, czego szkoda, to że w tym trybie nie ma dostępu do pozostałych map – swobodne przeczesywanie ulic Nowhere byłoby z pewnością niesamowitym przeżyciem. Ale kto wie, może doczekamy się tego w kolejnych aktualizacjach.
Warto jeszcze wspomnieć, że do trybu Survivalu przechodzą umiejętności modyfikacji broni z kampanii głównej, dlatego najlepiej przejść ją w pierwszej kolejności.

PRZ3TRWAN13

SURV1V3 od ponad 3 lat jest dostępne w ramach early access i wydaje się być już na ostatniej prostej do pełnej premiery (m.in. kompletna jest już cała kampania, stopniowo uzupełniana przez ostatnie lata). Mimo to twórcy nieustannie szlifują swój produkt, poprawiają wygląd map i dodają do niego kolejne nowe rzeczy (np. ostatnio gra doczekała się natywnego wsparcia sprzętu od bHaptics, który działa w niej naprawdę rewelacyjnie!). Widać w nich olbrzymią pasję i miłość do swojego produktu, które potrafią całkowicie przykryć niewielki budżet. Ale to nie jest gra idealna, która urzeknie nas po pierwszych 15 minutach.

To nie jest przyjemny odstresowywacz na szybką sesję w niedzielne popołudnie. SURV1V3 wymaga do gracza zaangażowania, a wtedy potrafi się odpłacić mu tym, co ma najlepsze do zaoferowania. Dla mnie to jedna z najpiękniejszych przygód, jaką mogłem przeżyć w VR, zjadająca na śniadanie wiele znacznie droższych produkcji w swoim gatunku. Polecam przekonać się o tym na własnej skórze, bo myślę, że gra zasługuje na większe uznanie niż to, którym cieszy się obecnie. Do zobaczenia w Santa Carla!

Mateusz „Hostile” Jakubczyk

SURV1V3

SURV1V3
8.5

Fabuła

7/10

    Immersja

    9/10

      Cena/Jakość

      9/10

        Wykonanie

        8/10

          OCENA KOŃCOWA

          9/10

            Zalety

            • immersja i realizm
            • satysfakcjonujące strzelanie
            • duże zróżnicowanie rozgrywki
            • świetnie zaprojektowana mapa Nowhere
            • sandboxowy Survival zmienia całkowicie mechanikę gry
            • przyjemna kooperacja do czterech osób
            • swoboda w planowaniu działań
            • jest ciągle rozwijana przez twórców

            Wady

            • graficznie nie powala
            • problemy z optymalizacją
            • drobne błędy i niedoróbki
            • drugi rozdział jest monotonny i dołujący
            • taka sobie walka wręcz

            Zostaw odpowiedź

            Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.