Wybierz Strona

PIERWSZE WRAŻENIA + GAMEPLAY

VRPOLSKA feat. MKWADRAT PODCAST

W latach 80 na automatach królowały gry z gatunku shoot’em up (lub po prostu shmup), w których celem gracza było strzelanie do wszystkiego, co się rusza na ekranie, samemu unikając pocisków i starając się pozostać przy życiu.

Studio Greensky games postawiło przed sobą karkołomne zadanie – odświeżenie tego gatunku, przeniesienie go do wirtualnej rzeczywistości,  przy okazji wzbogacając o elementy staroszkolnej, dynamicznej strzelanki FPS z innowacyjnym, akrobatycznym sposobem poruszania się po mapie. Brzmi jak mieszanka wybuchowa, ale w tym szaleństwie jest metoda, ponieważ Swarm – bo o nim mowa – okazał się wyjątkowo przyjemną, satysfakcjonującą i niesamowicie intensywną przygodą, a przy okazji jedną z najgorętszych tegorocznych premier gier na Oculus Questa.

 

Fabuła tytułowego Roju wygląda może trochę sztampowo, ale to też klasyka gatunku – Ziemię atakują kosmiczni najeźdźcy, zmechanizowane insekty dążący do eksterminacji całej ludzkości. Jedynym ratunkiem dla naszej planety jest główny bohater gry – nieustraszony, nieco pyszałkowaty i obdarzony wyjątkowo ciętym językiem twardziel – skojarzenie z Duke Nukemem niemal gwarantowane.

Nasz dumny heros zostaje wyposażony w dwa pistolety, będące przy okazji wyrzutniami haków z linami, za pomocą których może bujać się w powietrzu niczym komiksowy Spiderman. Więcej pretekstów do przechodzenia kolejnych etapów nam nie potrzeba, więc chwytamy broń i z zawadiackim uśmiechem na ustach ruszamy skopać tyłki intruzom.

W każdym etapie lądujemy na niezbyt obszernej (przynajmniej w poziomie) arenie, nad którą lewitują niewielkie metalowe kładki. Całość rozgrywki sprowadza się do tego, że za pomocą przymocowanych do haków lin bujamy się między kładkami, jednocześnie ostrzeliwując przeciwników i starając się nie dotknąć podłoża, bo to oznacza przegraną (i czasem np. spotkanie z rekinem).

Z każdą kolejną rundą rozgrywka staje się coraz bardziej intensywna, wrogów jest więcej i są bardziej zaawansowani – potrafią np. wytwarzać pole siłowe lub odpalać w naszym kierunku naprowadzane rakiety. Strzelamy do wszystkiego, co się rusza jak w starym dobrym shmupie – tyle że w 3D, i to jeszcze w całkowitym VR.

Obserwowanie wybuchających robocich insektów podczas wykonywania kolejnych karkołomnych akrobacji jest niezwykle przyjemne i satysfakcjonujące – i nawet stale rosnący poziom trudności nie wywoływał we mnie żadnej frustracji. Tym bardziej, że w miarę postępów w grze dochodzą nowe elementy – możemy znaleźć dodatkową broń, np. wyrzutnię rakiet czy odblokować umiejętności specjalne (np. spowolnienie czasu czy szybki bezpośredni atak).

Dla urozmaicenia, w każdej rundzie mamy dodatkowe cele do wykonania nagradzane bonusowymi punktami, możemy też skorzystać z różnych modyfikatorów rozgrywki (np. zmniejszyć grawitację na mapie lub stałe spowolnienie czasu). Gra dzieli się na pięć rozdziałów na osobnych mapach, każdy zawiera po kilka rund i kończy się starciem z bossem, na którego pokonanie trzeba znaleźć odpowiedni sposób. Rozgrywka cały czas stopniowo się zmienia, przez co nie sposób się nudzić.

Na wielkie uznanie zasługuje oprawa graficzna, która już nawet na Queście 2 wygląda przepięknie. Zastosowanie techniki cellshadingu nadało grze barwnego komiksowego klimatu, który idealnie pasuje do rozgrywki. Przerywniki filmowe między rozdziałami również mają charakter animowanego komiksu i fabularnie spinają kolejne etapy w całość.

Co więcej, cellshadingowa oprawa nie tylko dodaje grze uroku, ale zmniejsza również wszelkie objawy choroby symulatorowej – mimo olbrzymiej dynamiki i wykonywania powietrznych akrobacji te wcale nie występują. Całość dopełnia przyjemna i relaksująca ścieżka dźwiękowa z utworami charakterystycznymi do każdej mapy.

Swarm jest bardzo udanym miksem gatunkowym, który pokazuje, że w grach VR jeszcze wiele może nas zaskoczyć. Odnajdą się w nim zarówno fani oldschoolowych shmupów i first person shooterów, jak i nowe pokolenie graczy, dla których liczy się swoboda, dynamiczna rozgrywka oraz atrakcyjna oprawa graficzna. Natomiast to, czego wyraźnie brakuje w grze, to klasyczny multiplayer – jest co prawda możliwość rywalizacji w punktowym rankingu, jednak chciałoby się zmierzyć z innymi graczami w soczystym PvP lub w trybie kooperacji wspólnie zapolować na bossa.

Twórcy jednak zapewnili, że tryb sieciowy jest już w planach, więc możemy liczyć na dodanie tego elementu w kolejnych aktualizacjach. Być może będzie ku temu okazja w okolicach wakacji, gdy pojawić się wersja Steam, natomiast od dzisiaj z Rojem zmierzyć się mogą posiadacze Questów – a warto, ponieważ to jedna z najlepszych i najładniejszych gier w tym roku na tą platformę.

Mateusz „Hostile” Jakubczyk

ZOBACZ TAKŻE

Gameplay z gry SWARM przygotowany przez MKwadrat Podcast:

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.